autor: Michał Zieliński
Elektrykiem na koło podbiegunowe! Co tu się dzieje i dlaczego?
Gdy na początku roku do Polski dotarła fala zimna, zacząłem marzyć o wyprawie do ciepłych krajów. Dla Daniela i Damaris był to jednak znak, że czas obalić kolejny mit związany z samochodami elektrycznymi. Jeżdżą na prąd od sześciu lat, mają na koncie ponad pół miliona elektrycznych kilometrów, ale ciągle im mało. Dlatego gdy mówili, że wracają na Nordkapp, zapytałem tylko, czym jadą tym razem. Wszystkich, którzy śledzą rynek elektromobilny, odpowiedź nie powinna zaskoczyć.

Padło na Kię EV6. Koreański crossover na papierze ma wszystko, czego potrzebujesz do takiej podróży. Duży akumulator zapewnia ponad 500 km deklarowanego zasięgu, do tego opcjonalny napęd na obie osie, przestronne wnętrze oraz instalacja 800V, która umożliwia ładowanie w zaledwie 18 minut – zalety można wymieniać dalej. Możliwość oddawania prądu urządzeniom lub innym samochodom to wisienka na tym elektromobilnym torcie. Szczególnie gdy do auta zapakujesz czajnik, a sam wybierasz się na mroźne koło podbiegunowe!

Długa droga i niskie temperatury
To właśnie panujące tam temperatury sprawiają, że przy powyższych liczbach chce się postawić gwiazdkę. Widzicie, mówi się, że elektryki – podobnie jak ja – zimy nie lubią. Obecnie nawet polskie termometry pokazują wartości poniżej zera. Ich fińscy i szwedzcy koledzy podczas tej wyprawy notorycznie będą wyświetlać liczby sięgające nawet -16 st. Celsjusza. To dla samochodów elektrycznych nie lada wyzwanie. Wraz z temperaturą spada zasięg, a moc ładowania może być ograniczona.
Daniel i Damaris zdają się tym nie przejmować, gdy na warszawskim hubie ładowania wbijają kolejne punkty w nawigację. Łącznie do przejechania mają ponad 6 tys. km, a na całość dają sobie ponad dwa tygodnie. – Nie chcemy tu bić rekordów. Pamiętajmy, że podróż to przygoda – mówią w swoim optymistycznym stylu, którym zarażają tysiące obserwatorów w mediach społecznościowych. Mimo wszystko wyprawa ma jeszcze jedną, jasno określoną misję. W ten sposób chcą pokazać, że podróżowanie elektrykiem dziś nie ma barier – jest wręcz banalnie proste.
-
Daniel i Damaris uzupełniają ostatnie elektrony w EV6 na hubie ładowania w Warszawie.
-
Widok na najbliższe dwa tygodnie. Kia zadbała, żeby miejsce pracy kierowcy w EV6 było maksymalnie komfortowe i tutaj najbardziej zdradza swój charakter crossovera.
-
Nawigacja wskazuje, że czas przejazdu wyniesie 34 godziny, ale to nie jest wyścig.
Samochód, który sprosta wyzwaniom
Większość dzisiejszych aut elektrycznych jest projektowana i konstruowana na platformach, które opracowano z myślą o samochodach napędzanych silnikiem spalinowym. To wymusza wiele kompromisów w zakresie przestronności i funkcjonalności wnętrza, zasięgu, osiągów i właściwości jezdnych. Z kolei EV6 zbudowano według zupełnie innej filozofii. To pierwszy model marki Kia, który został zaprojektowany w oparciu o platformę przeznaczoną wyłącznie dla pojazdów typu BEV, czyli E-GMP. EV6 nie cechują zatem żadne kompromisy! Model ten oferuje niespotykaną przestronność wnętrza, duży zasięg, doskonałe właściwości jezdne i ultraszybkie ładowanie.

Superszybkie ładowarki ułatwiły podróż do Rygi. Już pierwszego dnia Kia przyjęła nawet prąd o mocy 230 kW, a najlepsze dopiero przed Danielem i Damaris
Nasi bohaterowie z Warszawy wyjeżdżają w niedzielny poranek, 26 lutego. Pierwszy dzień mija bez większych przygód – kończą go w Rydze, na Łotwie. Rozbudowana sieć ultraszybkich ładowarek na tej trasie pozwala im na częste (łącznie cztery), ale krótkie (maksymalnie 25 minut) postoje, a EV6 zadowala się zużyciem energii na poziomie 23 kWh/100 km. Spędzają noc na Łotwie, a rano kierują się do położonego w Estonii Tallinna, gdzie czeka ich prom do Finlandii — tak, elektryki mogą na nie wjeżdżać.
Przygoda: czas start!